Nieżyjący już Leszek Nawrocki, kustosz Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą, autor publikacji historycznych, przez lata pracy zgromadził wiele wojennych wspomnień świadków września 1939 r., a wśród nich uczestników Bitwy nad Bzurą. Dzięki nim udało mu się stworzyć spójny obraz początku wojny na naszym terenie. Oto, jak wyglądał pamiętny wrzesień dzień po dniu.
14 września około godz. 4.00 kolumna samochodów dotarła do celu. Z oddali, przez gęstą, poranną mgłę widać było łunę unoszącą się nad płonącym miastem, a po dotarciu do Bzury – resztki zniszczonego przed dwoma dniami przez Niemców mostu drogowego. Rozkaz: „wysiadać!” nie był łatwym w wykonaniu. Utrudzeni żołnierze spali kamiennym snem, komend nie słyszeli, a ściągani z samochodów padali na ziemię, nie budząc się wcale. Dowódca II batalionu poszedł do przodu, niknąc we mgle, a wróciwszy po około pół godzinie, wydał rozkazy żołnierzom swego oddziału. Zadaniem batalionu było zluzowanie oddziałów Obrony Narodowej (II batalion 18 pp zluzować miał III batalion 144 pp kpt. Józefa Śliwy i 6 armijny batalion saperów ze zgrupowania płk. Świtalskiego). Po wkroczeniu do Sochaczewa żołnierze batalionu mieli zająć następujące pozycje obronne : 4 kompania z 2 ckm pod dowództwem por. Mariana Himmla – północny i wschodni skraj miasta z wylotem szosy na Błonie; 5 kompania kpt. Antoniego Sygnarka wzmocniona plutonem z 6 kompanii z 2 ckm i działkiem ppanc. kal. 37 mm obsadzić miała rejon dworca kolejowego i wylot szosy na Żyrardów; 6 kompania (bez 1 plutonu) por. Edwarda Białacha, będąca odwodem dowódcy batalionu, zająć miała Rynek Kościuszki i południowy skraj miasta u wylotu szosy na Bolimów-Skierniewice. Miejscem postoju dowódcy batalionu miał być stojący w Rynku Ratusz. Ze względu na to, że nieprzyjaciel w regularnych odstępach czasu (co 20 minut) kładł nawały artyleryjskie na Bzurę, przez naprędce zbudowany most pontonowy miano szybko przechodzić plutonami. Przez most pontonowy, który stanął około 100 m na południe od zniszczonego most drogowego pierwsza przeszła 5 kompania. Obok dowódcy kompanii szedł dowódca batalionu. Pośrodku mostu mjr Kozubowski cicho powiedział: „Boże, moja żona, moje dzieci”. Ta obawa majora mogła być spowodowana wiadomością o zajęciu przez Niemców Skierniewic, gdzie mieszkała jego rodzina. Około godz. 6.00 na szosie prowadzącej do Żyrardowa, na wysokości niewidocznego we mgle dworca kolejowego oddziałów Obrony Narodowej nie było. Rozesłane we wszystkich kierunkach patrole wróciły po około pół godzinie z negatywnymi meldunkami. 5 kompania nie znała sytuacji, gdyż mgła uniemożliwiała wgląd w teren. Pozostawała mapa, która „mówiła”, że oprócz szosy żyrardowskiej równie ważnym kierunkiem jest droga prowadząca z Bolimowa do Sochaczewa. Te dwa kierunki rysowały odcinek obrony od toru kolejowego Sochaczew – Błonie do rzeki Bzury, mający prawie 4 km szerokości. O godz. 6.30 poszczególne plutony 5 kompanii wyruszyły na wyznaczone stanowiska. I pluton pod dowództwem ppor. rez. Ignacego Wałęzy z 1 ckm zajął pozycje na lewo od szosy żyrardowskiej (odcinek od toru do szosy włącznie). II pluton ppor. rez. Zygmunta Micka z 1 ckm stanął na prawo od szosy. Wspólnym zadaniem obu plutonów miała być obrona kierunku Żyrardowa. I pluton miał nawiązać łączność z 4 kompanią. 1 pluton z 6 kompanii ppor. rez. Ignacego Szepsa, który stanął na prawo od II plutonu 5 kompanii miał za zadanie obronę drogi za rzeką Pisią i kierunku Żyrardowa. III pluton ppor. rez. Michała Skuzy, który zajął pozycje na prawym skrzydle, jako główne zadanie otrzymał obronę drogi z Bolimowa przez Leonów. Działko ppanc. stanęło przy wylocie drogi prowadzącej do Żyrardowa. Miejsce postoju dowódcy 5 kompanii zostało umieszczone po prawej stronie szosy żyrardowskiej na lewym skrzydle II plutonu. Wszystkie plutony otrzymały rozkaz okopania się.. III batalion 18 pp obsadzić miał południowy skraj miasta, zamykając kierunek na Żyrardów. Dowództwo 18 pp, jego I batalion i plutony specjalne zajęły rejon folwarku Kąty. II dywizjon 26 pal i pluton artylerii piechoty stanęły w Rozlazłówku. 18 pp z chwilą przybycia do Sochaczewa został podporządkowany płk. Świtalskiemu, który stacjonował w folwarku Ruszki (40).
Żołnierzy II batalionu 18 pp miały wspierać ogniem baterie II dywizjonu 26 pal pod dowództwem mjr. Stanisława Piro: 4 – kpt. Jana Ehrlicha, 5 – por. Andrzeja Doroszewskiego, 6 – ppor. Arsena Kuczyńskiego. Zajęły one stanowiska ogniowe na zachodnim brzegu Bzury w rejonie wsi Kuznocin i Rozlazłówek. Kierowany przez wytrawnych dowódców z dobrze wybranych punktów obserwacyjnych (usytuowanych m.in. na wieży kościelnej, w jednej z kamienic i w młynie Józefa Michalskiego) – celny ogień tych baterii raził skutecznie wdzierające się do miasta oddziały niemieckie, uszkodził i zniszczył kilka czołgów, a część zmusił do odwrotu. W trakcie walk o miasto baterie poniosły niestety straty w ludziach (np. na punktach obserwacyjnych zginęło dwóch telefonistów) oraz w koniach, skutkiem czego później w marszach odwrotowych zamiast sześcio- trzeba było ciągnąć działa niektórych baterii czterokonnym zaprzęgiem. Najbardziej zagrożony odcinek zajmowany przez 5 kompanię kpt. Sygnarka został wzmocniony przez armatę polową kal. 75 mm z 5 baterii. Została ona wystawiona przed przejazdem kolejowym, by ogniem „na wprost” niszczyć nacierające z tego kierunku czołgi niemieckie (41).
O utworzeniu punktu obserwacyjnego 5 baterii koło przejazdu kolejowego pisał dowódca 5 baterii 26 pal - por. Andrzej Doroszewski: „… Nareszcie wydaje mi się, że znajduję to czego szukam. Na skrzyżowaniu szosy z torem kolejowym stoi murowany, kryty dachówką domek dróżnika. Z jego strychu, po wyjęciu paru dachówek będzie chyba dobra widoczność przedpola, a podwóreczko z tyłu daje ukrycie dla koni i wozów zwiadu. Mówię o tym oficerowi zwiadowczemu, którego kusi jednak dwór Czerwonka, toteż podsuwa mi propozycję rozpoznania tego dworu. Pytam: Jurek, gdybyś był niemieckim artylerzystą i nacierał na Sochaczew, co w pierwszym rzędzie obłożyłbyś ogniem: dwór czy tę zasmarkaną chałupę? Oczywiście dwór. No widzisz, ja też. Dlatego leźmy na strych zobaczyć. Wyszukujemy drabinę i jesteśmy na poddaszu. Rzeczywiście po wykonaniu paru okienek mamy doskonały stąd wgląd na przedpole. Teren płaski, otwarty, coś nie coś w widoczności przeszkadzają jedynie drzewa rosnące przy szosie. Po urządzeniu punktu obserwacyjnego wysyłam oficera zwiadowczego z patrolem telefonicznym ;na punkt dowodzenia majora Kozubowskiego. (…) Powiadamiam oficera ogniowego o transporcie zaopatrzenia znajdującego się na stacji, polecam przysłać wóz i informuję w którym punkcie będzie nas oczekiwać podoficer zwiadowczy” (42) . Wkrótce po wkroczeniu oddziałów polskich do Sochaczewa artyleria niemiecka rozpoczęła ostrzał miasta. Doszło do pojedynku ogniowego między niemieckimi i polskimi bateriami. „… Około południa odezwała się niemiecka artyleria, kładąc nawały ognia na stanowiska piechoty ze specjalnym uwzględnieniem skraju miasta. Z pewną satysfakcję obserwuję, że artylerzyści niemieccy jakby upodobali sobie dwór Czerwonka, na który falami padają serie pocisków, - a absolutnie ignorują nędzny domek na którym siedzimy. Ogień wroga pozwala nam wykryć stanowiska ogniowe. Rozpoczynamy więc rewanżować się ogniem, który jak widzimy pada skutecznie na wykrywane cele” (43) .
Zgrupowanie płk. Świtalskiego miało nadal wykonywać zadanie osłony Bzury. M.in. III batalion 144 pp, dwa bataliony sformowane z rozbitków oraz 8 bateria (haubic kal. 100 mm) kpt. Ignacego Smosarskiego z III dywizjonu 26 pal obsadziły rejon Trojanowa (44).
14 września, już w czasie walki o miasto Wielkopolska BK ze stacji w Sochaczewie pobrała amunicję, żywność i paliwo. Pisał o tym w swych wspomnieniach gen. R. Abraham: „… W Sochaczewie pobieramy amunicję, żywność i benzynę wprost z wagonów pod gęstym ogniem artylerii. Kapral Kula z baterii przeciwlotniczej wykonując dwukrotny rejs, zwiózł dwoma samochodami amunicję i benzynę z Sochaczewa. Nocą będziemy mieli ułatwione zaopatrzenie” (45).
14 września, w pierwszym dniu bitwy o Sochaczew, siły II batalionu były wystarczające do utrzymania miasta w swoich rękach. Zajęcie miasta przez oddziały 26 DP było bowiem dla Niemców sporym zaskoczeniem. Dlatego Oberkommando der Wehrmacht wydało rozkaz szybkiego podciągnięcia pod Sochaczew z rejonu Bolimów-Wiskitki wyposażonych w silną artylerię oddziałów 19 DP gen. por. Gūntera Schwantesa z XI korpusu 10 armii. Szosą z Błonia na Sochaczew posuwała się kolumna 4 DPanc z XVI korpusu pancernego w sile I batalionu zmotoryzowanego pułku SS Leibstandarte „Adolf Hitler”, II batalionu 36 pułku czołgów i I dywizjonu 103 pułku artylerii nawiązując łączność z 19 DP.
Niemcy zdawali sobie sprawę, że uchwycenie przez Polaków przeprawy przez Bzurę w Sochaczewie, otwierało siłom armii „Poznań” i „Pomorze” najkrótszą drogę do marszu na Warszawę. Postanowili więc oddział broniący Sochaczewa zniszczyć zmasowanym ogniem artylerii i uderzeniem broni pancernej lub wyrzucić go za Bzurę, aby ostatecznie zamknąć ten strategiczny rygiel w planowanym okrążeniu sił polskich (46).
O pierwszym dniu walk o Sochaczew II batalionu 18 pp i wspierającego go ogniem zaporowym 26 pal, pisał Paweł Wiktorski, we wrześniu 1939 r. ppor. rez., oficer zwiadowczy 9 baterii (w III dywizjonie haubic kal. 100 mm) 26 pal. Tak, na łamach swej książki Czas biegnie obok przedstawił on sytuację panującą w mieście: „… Po południu dwunastego września na zmęczonych koniach dojeżdżamy do Sochaczewa (miało to miejsce 14 września – przyp. L.N.) Most na Bzurze zwalony, ale opodal zbudowano prowizoryczny – z łódek, pali i pomostów, po którym swobodnie przechodzimy. Konie z częścią zwiadu zostały przed rzeką w małej uliczce przedmieścia. Do rynku niedaleko, w gmachu starostwa dowództwo (w rynku stoi Ratusz, w którym przed wojną miał swoją siedzibę Magistrat i urzędował burmistrz – przyp. L.N). Major Kozubowski, dowódca batalionu i zarazem dowódca odcinka, krótko omawia sytuację. Dowiadujemy się, że trzymamy odpartą od Warszawy dywizję nieprzyjacielską, która próbuje przez Sochaczew dostać się na szosę Łowicz – Łódź. Nasze zadanie to broniąc Sochaczewa nie przepuścić Niemców. Dziwna ta wojna – bronimy się przed Niemcami, którzy nacierają z kierunku naszej stolicy. Punkt obserwacyjny lokujemy w młynie. Budynek ma kilka kondygnacji, niezłe mury, solidne kleinowskie stropy. Mocny jest na pewno, wgląd w teren zapewniony, jedyny mankament stanowi to, że wyróżnia się z otoczenia swoją, wysoką sylwetką. No, ale pozostałe walory przeważają (punkt obserwacyjny ulokowany został w młynie Józefa Michalskiego przy dzisiejszej ul. 1 Maja 12 – przyp. L.N.). Na parterze w pokoiku biurowym pluton piechoty instaluje centralkę telefoniczną. Potem zostawia sierżanta, kilku szeregowych, platformę konną z której wyładowano ciężką broń maszynową i skrzynki z amunicją, i odchodzi. Centralka zapewnia nam połączenie z dowództwem batalionu, z czego w najbliższej przymości nie omieszkamy skorzystać. (…) Przeciągamy kabel na drugie piętro i przez małe okienka z powybijanymi szybami gorliwie penetrujemy lornetkami teren. My – to znaczy podchorąży Kryzel i ja. Kapitan Sarbinowski (kpt. Władysław Franciszek Sarbinowski był dowódcą 9 baterii 26 pal – przyp. L.N.) urządza się na punkcie, zmienia kilkakrotnie miejsce aparatu telefonicznego, rozmawia z linią ogniową. Nieprzyjaciela znajdujemy tam, skąd powinniśmy rozpocząć poszukiwanie. Na szosie przy drzewach ciemnieją prostokątne pudełeczka. To czołgi, są dość daleko. (…) Kierujemy się do rynku. Część ulicznych słupów poprzewracana, kable telefoniczne i elektryczne najdziwaczniej poplątane zalegają chodniki i jezdnię. Pod nogami trzeszczy szkło z wybitych szyb. Jest zupełna noc, nieprzyjaciel ostrzeliwuje miasto. Szum przelatujących pocisków ostrzega nas o rychłych wybuchach. Wszystkie bardzo bliskie. Niewielki rynek przebywamy po przekątnej z trzykrotną przerwą, przezornie padając na bruk. Przed starostwem sporo żołnierzy, pytamy o artylerzystów. Nie ma ich. Wewnątrz budynku major Kozubowski kończy odprawę z oficerami batalionu. W dużym bocznym pokoju, o oknach zasłoniętych czarnymi, papierowymi roletami, zebrało się kilkanaście osób. Palą się świece, w stojakach pod ścianami rzędy broni myśliwskiej i sportowej. (…) – Zadania, panowie, znacie. Proszę do oddziałów – z tymi słowami major powstał z miejsca. Szum dolatującego pocisku nie słychać, ale trzask rozrywającej się głowicy rozlega się tuż za oknem. Szyby okienne pękają, jakby ktoś chaotycznie oddawał salwę. Przez chwilę widzę czarną okienna roletę, wydętą niczym olbrzymi żagiel pirackiego okrętu. Potem papier pęka z góry na dół i w podłużnej szczelinie jaśnieje gorącą czerwienią blask. (…) Wychodzą do hallu, w którym kłębią się żołnierskie postacie. Wszyscy pchają się do jednego wyjścia. Znów bliski pocisk kończy swój lot za budynkiem. Z wielkiego okna na półpiętrze klatki schodowej sypią się resztki wytłuczonych szyb. Na moment jasność wyłania z czerni schody na pierwsze piętro i oświetla hall. Ostatni żołnierze wybiegają na rynek. Wychodzę i ja. Moi chłopcy czekają na mnie” (47).
W Sochaczewie znalazł się też plut. rez. Czesław Musiałowski – zastępca dowódcy 2 plutonu ckm plot., przydzielonego do II batalionu 18 pp. Z jednym ckm plot., który miał wspierać 4 kompanię por. Himmla, przeprawił się po moście pontonowym przez Bzurę i wziął udział w walkach o miasto. Opisał to w swoich wspomnieniach zamieszczonych w sochaczewskim tygodniku Echo Powiatu. Tak przedstawił pierwszy dzień walk: „… Melduję się u d-cy komp. por. Himmla. Batalion przygotowuje się do przeprawy przez Bzurę w kolejności (chyba 5, 4, 6 komp.) z zadaniem opanowania Sochaczewa. Mostu na Bzurze nie było – został wysadzony przez Niemców. Szerzy się pogłoska, że batalion będzie forsował rzekę w bród. Jednak okazało się, że saperzy naszego batalionu budują most pontonowy do przeprawy. Po ukończeniu budowy mostu, podczas której wróg ostrzeliwał przeprawę – rozpoczęła się przeprawa w ustalonej kolejności i natychmiastowe natarcie, aby odbić miasto z rąk nieprzyjaciela, który wzmógł ogień artylerii od strony Żyrardowa lub Błonia. Dochodziło do walk wręcz. W niektórych punktach opór Niemców był silny. Mój ckm w czasie natarcia ostrzeliwał również cele naziemne. Między innym niemieckie działko p. panc. u wylotu rynku, którego obsługa w czasie naszego natarcia została wybita, a działko uszkodzone, zostało przez nas zdobyte. Ziemia drży od wybuchów pocisków artyleryjskich, rwą się granaty artyleryjskie. Odłamki, odpryski bruku i gruzu rażą nacierających. W 4 kompanii są zabici i ranni. Również napotykamy dalsze trupy Niemców. Coraz słychać gromkie „hura-hura”. To jest dowód że natarcie wspierane jest walką wręcz. Słońce przysłonięte dymem i pyłem. Palą się zabudowania w kilku miejscach. Nie orientuję się w czasie. Opór nieprzyjaciela nie słabnie. Trudno utrzymać zdobyte pozycje. Taczanka zwozi rannych na punkt opatrunkowy. Z rozkazu d-cy komp. mój ckm zostaje wycofany od obrony p. lotn. miejsca przeprawy. Zająłem stanowisko ogniowe za rzeką – nieopodal zerwanego mostu. Kilkakrotnie otwieraliśmy ogień do nadlatujących samolotów. W mieście chyba sytuacja nie została do końca wyjaśniona” (48).
Już wkrótce po zajęciu stanowisk żołnierze II batalionu musieli odpierać natarcia nieprzyjaciela. Z przedpola odcinka obsadzonego przez kompanię kpt. Sygnarka słychać było warkot silników czołgowych. Równolegle do frontu kompanii przesuwała się dość duża kolumna pancerna lub zmotoryzowana. Przemieszczała się ona z Paprotni przez Szymanów – Aleksandrów w kierunku Bolimowa (kolumna pancerna nie mogła dotrzeć do Sochaczewa szosą warszawską, gdyż saperzy niemieccy w rejonie miejscowości Czyste położyli pole minowe strzeżone przez dwie kompanie piechoty). O godz. 7.00 szosą żyrardowską podjechały na odległość kilkudziesięciu metrów 3 czołgi, zatrzymując się przed zaporą przeciwpancerną ułożoną z kamieni. Z czołgów wysiadło 6 Niemców i przystąpiło do rozbiórki przeszkody. Gdy jeden z czołgów znalazł się w zrobionej wyrwie, mając odsłonięty przód poniżej lufy działa, działko ppanc. i oba ckm-y otworzyły ogień. Dwa skrajnie ustawione czołgi szybko cofnęły się, niknąc za przeszkodą, a po chwili cofnął się również trzeci czołg. Ppor. Wałęza podbiegł z czujką w stronę zapory. Wróciwszy po chwili, przyniósł niemiecki pistolet na pasie i przestrzelony hełm, meldując, że za przeszkodą zobaczył 6 dużych plam krwi, kilka hełmów i że ostatni czołg został prawdopodobnie trafiony, ponieważ Niemcy wzięli go na hol. O godz. 8.00 Sochaczew znalazł się pod silnym ogniem artylerii niemieckiej i karabinów maszynowych. Początkowo Niemcy nie nacierali wzdłuż szosy z Błonia, gdyż musieli usunąć dużą zaporę minową postawioną tam przez żołnierzy 19 DP. Natarcie niemieckiego batalionu, które w dwóch rzutach wyszło od południowego-wschodu (między szosą z Błonia a rzeką Pisią), mimo nawał ogniowych na polskie stanowiska obronne, zostało po całodziennej walce zatrzymane, m.in. celnym ogniem ckm-ów 5 kompanii. Ogień niemieckiej artylerii spowodował, że powietrze zmieszane z dymem i z pyłem ziemi wyrzucanej przez eksplodujące pociski poczerniało, a Sochaczew zniżył się, jakby zapadł się pod ziemię. O ogniu tym napisał później w niewoli I adiutant 18 pp kpt. Józef Witkowiak: „Ja walczyłem pod Verdun, ale to, com z punktu dowodzenia (folwark Kąty) widział na waszym odcinku, to Verdun był szczeniak”. Żołnierze okopywali się gorączkowo pod ogniem artylerii nieprzyjaciela. Jeden z żołnierzy, strzelec Pietrzak, powiedział wtedy do dowódcy 5 kompanii: „Panie kapitanie, bardzo się boję, mam 2 małych dzieci, a żona taka niezaradna”. W chwilę potem już nie żył. Eksplozja pocisku artyleryjskiego zmasakrowała mu głowę. Około godz. 9.00 na stanowisko dowódcy 5 kompanii przyczołgał się patrol telefoniczny z aparatem, ale łączność nie działała. Wysłani kolejno 2 żołnierze dla sprawdzenia linii nie wrócili. Wieczorem stwierdzono, że polegli niedaleko od stanowisk. Około godz. 16.00 zabrzęczał telefon. Kpt. Sygnarkowi udało się złożyć krótki meldunek mjr. Kozubowskiemu. Poinformował go m.in., że kompania broni odcinka od toru kolejowego do Bzury i że Niemcy nacierają w sile batalionu. Z tą chwilą utracił jednak łączność telefoniczną, gdyż niemieccy dywersanci przecięli kabel telefoniczny. Dwóch z nich, przychwyconych przy uszkadzaniu linii, zastrzelono. Telefon milczał przez następne 36 godzin (do godz. 4 16 września). Przed zmierzchem niemiecki patrol pod osłoną nasypu kolejowego posunął się stronę miasta, poza linię I plutonu ppor. Wałęzy. O zmroku siła ognia osłabła. Nieprzyjaciel prowadził ogień nękający. Z kierunku III plutonu ppor. Skuzy usłyszano warkot czołgów, kilka wystrzałów armatnich i gwałtowną strzelaninę. Po niedługim czasie zapadła cisza. Od dowódcy I plutonu 6 kompanii ppor. Szepsa przybył goniec z meldunkiem, że na III pluton natarły 3 czołgi i po walce odjechały. Wzdłuż Bzury wycofał się także III pluton, a dozór nad opuszczonym odcinkiem przejęła drużyna z I plutonu 6 kompanii. Ppor. Szeps zasłużył na pochwałę, ale sytuacja w kompanii stała się groźna. Nieprzyjaciel był bezpośrednio przed linią obrony, oba skrzydła kompanii zostały rozpoznane przez Niemców i zagrożone, z dowódcą II batalionu nie było żadnego kontaktu. Kpt. Sygnarek wysłał do mjr. Kozubowskiego dowódcę działka ppanc., a sam udał się nad Bzurę w poszukiwaniu dowódcy III plutonu. Za mostem pontonowym natknął się na pluton. Zabrawszy go udał się na lewe skrzydło pozycji zajmowanych przez 5 kompanię. Na wschodnim skraju miasta, w rejonie gdzie zbliżały się do siebie tory Sochaczew – Błonie i Sochaczew – Wyszogród, z przepustu w nasypie toru otworzył ogień karabin maszynowy. Kpt. Sygnarek z odległości zaledwie 2-3 kroków oddał w tym kierunku kilka strzałów z pistoletu. Karabin maszynowy zamilkł, w przepuście rozległy się głośne jęki. Niemiecki patrol wycofał się, a III pluton wrócił na swoje poprzednie stanowiska. Krytyczna sytuacja na obu skrzydłach została zażegnana. Dowódca działka ppanc. wrócił z bardzo niepomyślnym meldunkiem. Nie znalazł dowódcy batalionu w ruinach Rynku, zginął podoficer broni plut. Starzec, a wóz amunicyjny 5 kompanii wyleciał w powietrze. Wobec dużego zużycia amunicji, przed 5 kompanią stanęła realna groźba niemożności jej uzupełnienia. W nocy, 5 kompanii, mimo usilnych starań, rzeczywiście nie udało się uzupełnić stanu amunicji. W tej sytuacji zastosowano bezprecedensowy i chyba jedyny sposób „zaopatrzenia”. Mianowicie wszyscy strzelcy oddali swoją amunicję obsługom ckm-ów i rkm-ów (49).
Około południa 14 września oddziały niemieckiej 19 DP po przeprowadzeniu rozpoznania przystąpiły do natarcia na Sochaczew. Zostało ono jednak zatrzymane ogniem zaporowym dział II dywizjonu 26 pal. Uderzenie 19 DP wsparła 4 DPanc. Trwające do późnego wieczora ataki elitarnego, zmotoryzowanego pułku SS Leibstandarte „Adolf Hitler” oraz czołgów 4 DPanc, raz po raz uderzały na stanowiska obsadzone przez żołnierzy II batalionu (50) .
O walkach tych wspominał sierż. Józef Skórka – szef 5 kompanii 18 pp: „… Ranek 14 września był piękny i pogodny. Leżałem na stanowisku i spoglądałem na przedpole. Po lewej stronie szosy, w odległości ok. 1000 m widziałem młody, liściasty lasek. Nieco dalej, po prawej stronie, czerwieniły się zabudowania folwarczne. Dochodziła godzina dziewiąta. Nagle, gdzieś od strony Żyrardowa, stuknęły działa, a za chwilę zaczęły rozrywać się granaty, tuż przed naszymi stanowiskami. Ziemia bryzgnęła na strzelców, na przedpolu pojawiły się tumany kurzu i dymu. Artyleria niemiecka strzelała salwami. Staliśmy w rowach gotowi do odparcia ataku. Po kilku salwach, artyleria niemiecka zaprzestała prowadzenia ognia. Zrobiło się zupełnie cicho. Dopiero, po pół godzinie, przed laskiem po lewej stronie szosy, pokazały się niemieckie patrole piechoty. Skierowaliśmy na nie ogień ckm. Patrole zaległy pod laskiem, skąd ostrzeliwały nasze stanowiska z broni maszynowej. Po jakimś czasie, na przedpolu pokazały się kolumienki niemieckiej piechoty, które rozsypały się przed laskiem i szły skokami do przodu. Kiedy Niemcy zbliżyli się na około sześćset metrów, wtedy dopiero dowódca kompanii polecił otworzyć ogień. Niemcy przywarli do ziemi, a następnie zaczęli wycofywać się do lasku, osłaniani ogniem własnych ckm. Tego dnia Niemcy na odcinku naszej kompanii nie pokazali się więcej…” (51) .
Wieczorem, na przedpolu odcinka zajmowanego przez 5 kompanię kpt. Sygnarka słychać było warkot motorów i widziano światła reflektorów. Z kierunku Łowicza dochodziła kanonada dział, a na niebie różowiła się łuna pożarów. Kpt. Sygnarek zaniepokojony odgłosami na przedpolu postanowił zameldować o tym dowódcy batalionu. Niestety telefon polowy nie działał. Dlatego sierż. Skórka zaofiarował się pójść z meldunkiem. Opisał to w swoich wspomnieniach: „… Szedłem w stronę rynku. Miasto wyglądało na wymarłe, w powietrzu unosił się swąd spalenizny. W pobliżu łaźni miejskiej (łaźnia miejska znajdowała się przy ul. Traugutta w budynku w którym obecnie ma swoją siedzibę Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna – przyp. L. N.) unieruchomił mnie na miejscu energiczny głos. Stój kto idzie! Podaj hasło! Ogarnął mnie lęk, bo na skutek uszkodzenia telefonu nie znałem hasła. – Swój! – odkrzyknąłem w ciemność. – Skórka? – Tak! Ucieszyłem się. – Podejdź bliżej! Z ciemności wyłonił się kapitan Hala, dowódca 8 kompanii, na czele silnego patrolu. Żołnierze prowadzili ze sobą jeńca, tęgiego sierżanta niemieckiego. – Z patrolu? – zagadnąłem kapitana. – Tak! – trzeba było zdobyć języka” (52) .
Najsilniejsze natarcia uderzały na stanowiska 4 i 5 kompanii, u wylotów dróg prowadzących do Błonia i Żyrardowa. Odpierano je z największym trudem i dużymi stratami. W walkach tych dużą rolę odegrało działko ppanc. kal. 37 mm, a szczególnie ustawiona przed przejazdem kolejowym armata polowa kal. 75 mm z 5 baterii, które skutecznie powstrzymywały ataki niemieckich czołgów, niszcząc je lub zmuszając do ucieczki (53).
Wydarzenia te przedstawił w swych wspomnieniach dowodzący 5 baterią 26 pal – por. Andrzej Doroszewski: „… Nagle wzdłuż szosy z Żyrardowa pokazują się czołgi, suną majestatycznie. Zdzichu – wołam do ppor. Trzeciaka – idą czołgi!. Skocz do działa do celownika. Strzelaj na moją komendę. Nie zacznij zbyt wcześnie, jak najdłużej nie zdradzaj stanowiska, dopuść na pewną do strzału odległość, idą na wprost, nie można nie trafić! Pchor. Słowikowski dopuszcza pierwszy czołg na odległość około 500 metrów. Pada strzał. Czołg skręca nagle w bok i staje. Stanowisko naszego działa zdekonspirowało się. Nie ma już na co czekać. Lecą pociski jeden za drugim. Stają jeszcze dwa czołgi. Nie wiem, czy trafione, czy zatrzymały się. Grunt, że nie idą naprzód. Niemcy nie pozostają nam dłużni. Przecież stanowisko mego działa jest zdemaskowane. Nagle słyszę na dole, tuż przy chałupie, wybuch pocisku i jakby jednoczesne wołanie: Panie poruczniku, jestem zabity, ale jeszcze strzelam! To woła zamkowy – niestety – nie pamiętam jego nazwiska, żołnierz narodowości żydowskiej. Odłamek rozrywającego się tuż przy nim pocisku rozpruwa mu brzuch. W jakimś niepojętym szoku jakby skamieniał i nie wypuścił z ręki trzymanego cięgła. Działo jest załadowane, ale nie jest jeszcze wycelowane. Padając zamkowy pociąga sznur cięgła i pada strzał. Pocisk szybuje w stronę wroga…. Ten wystrzał brzmi ciągle w mej pamięci jak salut dla zamkowego… Cicho, zaraz do szpitala, wszystko będzie dobrze! Kilkoma opatrunkami osobistymi podwiązujemy mu rozpruty brzuch, kładziemy na wóz telefoniczny i jak najszybciej do szpitala. Niestety umiera w drodze, akurat gdy wóz przejeżdżał koło cmentarza… Chłopcy zostawiają go na cmentarzu i powracają z bolesnym dla mnie meldunkiem” (54) .
Zmasowany ogień niemieckiej artylerii spowodował duże zniszczenia w mieście, burzył domy, wywoływał liczne pożary, przerywał kable telefoniczne, utrudniał ewakuację zabitych i rannych. Sytuacja tych ostatnich była szczególnie dramatyczna, gdyż już w pierwszym dniu walki, wieczorem, zginął, rażony odłamkiem pocisku artyleryjskiego, lekarz batalionu ppor. rez. lek. Abram Kurz (55).
Inne okoliczności śmierci lekarza II batalionu przedstawił sierż. Józef Skórka: „… Porozmawiałem chwilę z kapitanem i udałem się w swoją stronę/ Wychodząc z ulicy na teren rynku ujrzałem leżącą na chodniku, pod murem, postać. Był to lekarz batalionu dr Abram Kurz. Nie miał przy sobie broni, ani dokumentów, a z jego głowy sączyła się krew. Prawdopodobnie zabójstwa dokonali dywersanci” (56) .
O zniszczeniach i stratach w ludziach, jakie powodował ogień niemieckiej artylerii wspominał por. Andrzej Doroszewski: „… Tymczasem Niemcy wydłużają ogień swojej artylerii, znaczy że idzie następne natarcie. Jedna z moich linii ogniowych zostaje zerwana. Zrywa się młodziutki telefonista kanonier Józef Gardiasz: Panie poruczniku linia zerwana – lecę naprawić! I już go nie było. Przełączam się na linię zapasową. Polecam oficerowi ogniowemu wysłać ze stanowiska telefonistę wzdłuż uszkodzonej linii, by sprawdzić ją na odcinku od baterii do Bzury. Minęło pół godziny, a kanonier Gardiasz nie wraca i linia nadal milczy. Por. Trzeciak melduje, że linia na odcinku bateria – Bzura jest cała. Wysyłam następnego telefonistę – rusza biegiem wzdłuż linii. Znajduje na cmentarzu miejsce zerwania i nieżywego kolegę. Naprawia uszkodzenie i powraca z drugim już bolesnym dla mnie meldunkiem. Panie poruczniku – linia naprawiona – jeden nie żyje! Cmentarz sochaczewski jest dla baterii jakiś pechowy” (57).
Wykrwawiony batalion po naciskiem dużych sił niemieckich nie był w stanie utrzymać zdobytych pozycji i zaczął się wycofywać (uczynił to jednak tylko III pluton 5 kompanii). To samo zrobił dowódca 5 baterii 26 pal, zwijając swój punkt obserwacyjny. Niemcy mieli też wyraźną przewagę w sile ognia artylerii i w przeciwieństwie do naszych baterii nie musieli oszczędzać amunicji o czym pisał w swych wspomnieniach por. Andrzej Doroszewski: „… Rozpoczyna się pojedynek artyleryjski, w którym Niemcy mają wyraźna przewagę zarówno w ilości strzelających baterii, jak i w natężeniu ognia. My obawialiśmy się, że zabraknie nam amunicji – oni jej nie oszczędzają. Na niemieckich tabelach strzelniczych jest nadruk – „nie oszczędzaj amunicji”. Z ilości strzelających baterii orientuję się, że zaangażowane teraz po stronie nieprzyjaciela siły są dużo większe od naszego, skrwawionego już silnie batalionu. Wiem jednak, że batalion ten podrzucony był pod Sochaczew samochodami, a my goniliśmy kłusem, a więc teraz powinny podchodzić do Sochaczewa czołowe oddziały naszej dywizji, które niewątpliwie zluzują, a w najgorszym przypadku poważnie wzmocnią silnie nadszarpnięty II/18pp. Tak myślałem i z całą pewnością w domysłach tych nie byłem odosobniony. Analizując ukształtowanie terenu na przedpolu wybierałem w myśli nowe stanowiska ogniowe dla swojej baterii, na które przesunę je w razie pomyślnie wykonanego przeciwnatarcia. Tak wtedy myślałem… Więcej, byłem tego pewny! Ale uzupełnienie nie nadchodziło. Batalion w dalszym ciągu krwawił samotnie. Obserwuję o zmierzchu niepokojący mnie ruch naszych żołnierzy; wysyłam więc pchor. Słowikowskiego by odnalazł kpt. Sygnarka – d-cę 5 kompanii i dokładnie rozpoznał sytuację. Szybko zapada zmrok. Nareszcie powraca pchor. Słowikowski z hiobowym meldunkiem: 5 kompania wycofuje się, jej prawe skrzydło „pękło”. W tej chwili nasz punkt obserwacyjny jest przed linią piechoty i z prawej strony jesteśmy już oskrzydleni. Sytuacja wygląda tragicznie. Muszę zwijać punkt. Polecam Słowikowskiemu odprzodkować działo i jak najszybciej odprowadzić je na stanowisko baterii” (58) .
O odwrocie 5 kompanii wspominał sierż. Józef Skórka (w rzeczywistości wycofał się tylko III pluton tej kompanii): „… Nie wiem co było przyczyną, że po godzinie 14-tej 5 kompania zeszła ze stanowisk obronnych i zaczęła wycofywać się za Bzurę. Nie wiem też czy wycofał się cały batalion, czy tylko nasza kompania. Przed opuszczeniem stanowisk dowódca kompanii rozmawiał telefonicznie z dowódcą batalionu. Po tej rozmowie był bardzo zdenerwowany. Nawet nie usiłował się chronić przed pociskami niemieckiej artylerii. Wycofywaliśmy się zachodnim skrajem miasta. Podeszliśmy do rzeki w pobliżu mostu. Niemiecka artyleria położyła na Bzurze ogień nękający… Kapitan Sygnarek przedostał się na zachodni brzeg rzeki, skąd kierował przeprawą kompanii. Bzura była w tym miejscu płytka, dno pokryte głazami, które wystawały z wody. Pamiętam, że przeszedłem rzekę, skacząc z kamienia na kamień, suchą nogą” (59) .
Odwrót części żołnierzy II batalionu za Bzurę opisał też Ludwik Jeremi: „… Około godz. 15, gdy ogień artylerii nieprzyjacielskiej jeszcze się wzmógł, małe grupki piechoty zaczęły przechodzić most pontonowy na Bzurze. Major Kozubowski stała przy moście i kierował przeprawą. Żołnierze wolno dochodzili do rzeki, po czym biegiem przebywali most i kierowali się na wskazane przez dowódców stanowiska. Ogień artylerii, trwający dotąd prawie bez przerwy, nagle umilkł. Jeszcze reszta oddziałów przechodziła most, gdy rozległy się meldunki obserwatorów o ukazaniu się niemieckiej piechoty, niewidocznej dotąd na dalekim przedpolu. – Idą! Idą! Zagrzmiały strzały naszej artylerii, ale ogień jej w stosunku do szerokiego natarcia był niewystarczający. Żołnierze, okopując gorączkowo swoje dopiero co zajęte stanowiska, ukradkiem rzucali niespokojne spojrzenia na przeciwległy brzeg, zasłaniający im pole widzenia. Rozległ się też z naszej strony rzadki ogień pojedynczych erkaemów. Wkrótce jednak i on zamilkł. Wróg zbliżał się bezkarnie, prawie niewidoczny, zasłonięty budynkami i ogrodami, rozsianymi po drogiej stronie rzeki. Wobec krótkiego ostrzału obrońców pozostała tylko walka na małą odległość – poprzez Bzurę, szeroką około 30 m – co, z powodu zbliżającego się zmroku, zagrażało dużym niebezpieczeństwem. Pionierzy szykowali się już do usunięcia pontonowego mostu. Nagle po drugiej stronie rozgorzała walka. Poprzedził ją długi, nieustający ogień karabinów maszynowych. Jakieś okrzyki dochodziły z oddala. – Wycofują się! Niemcy się cofają! Uciekają w popłochu! Wszyscy powstali z ziemi, a nikt nie rozumiał co zaszło” (60) .
Po rzekomym wycofaniu się całej 5 kompanii kpt. Sygnarka, por. Doroszewski poinformował mjr. Kozubowskiego o zwinięciu swojego punktu obserwacyjnego i wyjeździe do sztabu 26 DP. Dowódca 5 baterii zameldował się u dowódcy artylerii dywizyjnej płk. dypl. Jana Kulczyckiego i poinformował go o nowej sytuacji (m.in. o dużych stratach II batalionu i wycofaniu się 5 kompanii kpt. Sygnarka), o likwidacji punktu obserwacyjnego i poprosił o nowe rozkazy. Por. Doroszewski tak opisał rozmowę z płk. Kulczyckim: „… No cóż panie poruczniku, jakoś złapię Sygnarka. Otrzyma rozkaz zajęcia poprzednich stanowisk i zameldowania czy udało mu się to zrobić. Jest już ciemno więc może mu się udać. Poczekamy na jego meldunek. Teraz płk Kulczycki zmienia temat: A co u pana, jak się czujecie, czy macie jakieś straty? – Dwóch zabitych, telefonista i zamkowy. - jakim sposobem zamkowy! Muszę przyznać się, że miałem jeden działon na punkcie obserwacyjnym i gorąco wyjaśniam motywy swojej decyzji. Płk Kulczycki słucha uważnie, widzę że coś rozważa, wreszcie odzywa się: - No cóż wiedziałem, że z pana ryzykant, ale nie myślałem że taki, ale wie pan, chyba na pana miejscu w tej sytuacji zrobiłbym to samo. Odetchnąłem. Otrzymałem rozgrzeszenie. Podchodzi do nas oficer sztabowy i melduje, że jest meldunek od dowódcy batalionu, że 5 kompania odzyskała poprzednie pozycje. Słyszał pan – zwraca się do mnie pułkownik – a więc może pan wracać, ale radzę ostrożnie i chyba będzie pan musiał zmienić punkt, bo ten stary Niemcy już „zwiedzili”. No i niech pan nie ciągnie już ze sobą działonu! Nie, panie pułkowniku, jest noc, byłby nieprzydatny!” (61).
Po rozmowie z płk. Kulczyckim por. Doroszewski poinformował telefonicznie oficerów swojej baterii o wynikach rozmowy z dowódcą artylerii dywizyjnej i rozkazał by natychmiast zameldował się u niego zwiad bez patroli telefonicznych. Później razem ze zwiadem ruszył ponownie do Sochaczewa. Obawy oficera zwiadowczego 5 baterii – pchor. Jerzego Prackiego i sceptycyzm płk. Kulczyckiego okazały się słuszne. W okolicy cmentarza natknął się na piechurów, którzy ostrzegli go, by nie jechał dalej, gdyż w mieście są już Niemcy. Por. Doroszewski zawrócił i ponownie zameldował się u płk. Kulczyckiego. „… Dobrze, że pan się zjawił – powiedział, a po wysłuchaniu mego meldunku dodał – to tak, tego się spodziewałem. Ale panie poruczniku sytuacja zmieniła się. Otrzymaliśmy nowe zadanie i dywizja odchodzi na inny odcinek, a tu w Sochaczewie zostaje na razie tylko batalion Kozubowskiego, któremu muszę przydzielić jedną baterię. Pan rozumie, że mogę tu zostawić tylko pana, ma pan złotą baterię… Tak jest panie pułkowniku, mam złotą baterię, ale pragnę zameldować, że batalion goni resztkami sił! Cóż wiem, ale nic na to nie mogę poradzić. Powodzenia panie poruczniku” (62).
Po odmeldowaniu się por. Doroszewski wrócił na stanowisko ogniowe, skąd miał łączność z dowódcą batalionu i możliwość prowadzenia ognia do celów już wstrzelanych bądź wykrytych przed wieczorem 14 września. Dalszy bieg wypadków por. Doroszewski opisał w swoich wspomnieniach: „… Łączę się z pchor. Prackim i proszę do telefonu majora Kozubowskiego. Pytam, czy zna już zapadłą decyzję i że w związku z nią proszę o rozkazy dla baterii, która od tej chwili podlega bezpośrednio jemu. Major wie już o odejściu dywizji i jest bardzo przygnębiony. Przewaga sił nieprzyjaciela jest według jego oceny wprost miażdżąca i batalion już długo nie wytrzyma. Jest mocno skrwawiony i u kresu sił. Pyta czy mogę przygotować na wszelki wypadek ogień wejścia do Sochaczewa od strony Błonia i Żyrardowa. Oświadczam, że oba wloty do miasta mam wstrzelane i dla wywołania ognia wystarczy tylko hasło „Błonie” względnie „Mszczonów”. Mogę również położyć zaporę na oba punkty równocześnie, siłą plutonu na każdy z nich. Tak kończymy naszą smutną rozmowę. Proszę jeszcze Prackiego, podaję mu hasła wywoławcze na rozpoczęcie ognia i proszę by wyjaśnił majorowi, że ogień wywołany plutonem będzie miał takie samo natężenie jak całą baterią, gdyż wtedy gotów jestem zdecydować się na szybkość ognia 8 do 10 s.d.m. (strzałów na działo na minutę). Artyleria niemiecka nie przestaje strzelać, strzelać na ślepo. Czyżby obawiali się nocnego przeciwnatarcia i zdecydowali się na taki sposób odstraszania? Około północy odzywa się telefon. Major Kozubowski wzywa mnie do aparatu. – Panie poruczniku odsyłam pańskiego podchorążego. Przekaże panu moje decyzje i powie co ma pan zrobić. Po przyjeździe Prackiego dowiaduję się, że major zdecydował się na wycofanie z Sochaczewa, którego nie zdoła utrzymać. Połowa miasta jest w rękach Niemców. Odwrót rozpocznie się o świcie i prosi by wówczas trochę postrzelać po wschodnim skraju miasta gdzie są Niemcy, gdyż przypuszcza, że to odwróci ich uwagę od naszego odwrotu. Kolumna formować się będzie na szosie do Gąbina. Porządek marszu: dwie kompanie piechoty, nasza bateria, trzecia kompania. Po włączeniu się baterii mam zameldować się u majora na czele kolumny. Robimy krótką odprawę. Pozostaję na stanowisku ogniowym i sam pokieruję ogniem” (63).
Aby sparaliżować kierowanie obroną, artyleria niemiecka ostrzeliwała wykryte przez dywersantów punkty obserwacyjne, stanowiska ogniowe baterii i miejsce dowodzenia oddziałów broniących miasta. Wtedy to, przez dwie godziny (z krótkimi przerwami) Niemcy ostrzeliwali dwór w Kątach, położony 3 km na północ od Sochaczewa, w którym rozlokował się sztab 18 pp i dowództwo II dywizjonu 26 pal (64).
Tak przedstawił to ppor. Władysław Pałucki: „… 14 września po popołudniu, kiedy dowództwo 18 pp i II dyonu 26 p.a.l. znajdowało się we dworze Kąty (5 km na płn.-zach. od Sochaczewa) artyleria niemiecka prawdopodobnie za pośrednictwem dywersji lub rozpoznania lotniczego, wykryła ten nasz punkt dowodzenia i przez dwie godziny z małymi przerwami zasypywała nas gęstymi seriami swych pocisków ze swych stanowisk ogniowych, według naszych obliczeń - położonych daleko za Bzurą. Na szczęście żaden z tych pocisków nie padł na dwór, ale za każdą nawałą rozpraszaliśmy się po parku dworskim. Naszych artylerzystów interesowało jakiego kalibru są te strzelające do nas armaty niemieckie. Dlatego po każdej serii, biegliśmy oglądać miejsca po tych pociskach, odłamki, a zwłaszcza miejsca upadku pocisków, które jednak nie wybuchły. Otóż, pamiętam dwa takie wypadki, gdzie stwierdziliśmy, że pociski zaryły się w ziemię, zapalniki detonowały, głowice pocisków zostały oderwane, lecz trzon główny (w naszym języku zwany szklanką) stalosurówkowego pocisku leżał nierozerwany dlatego, że wewnątrz niego, zamiast materiału wybuchowego (przeważnie trotyl), znajdował się wbity, dopasowany do średnicy pocisku – drewniany kołek. Jeden z towarzyszących mi w tych oględzinach kolegów wyraził wówczas przypuszczenie, że amunicja ta jest pochodzenia czeskiego. Po zajęciu Czech przez Hitlera w 1939 roku, a zarazem wielkich zakładów zbrojeniowych „Skoda” mogli taką sabotażową amunicję produkować czescy bracia” (65) .
O walkach w Sochaczewie 14 września pisał też w swych wspomnieniach opublikowanych na łamach „Ziemi Sochaczewskiej” mieszkaniec Chodakowa – Ireneusz Panfil: „… 14 września wieczorem wchodzę z ojcem, panem Rozmarynowskim i jeszcze kilkoma osobami na dach dwupiętrowego budynku, gdzie obecnie mieści się poczta w Chodakowie. W koło jak okiem sięgnąć, palą się domy, sterty i stodoły. W Trojanowie nad Bzurą pali się młyn pana Kulisiewicza. W górę buchają płomienie. Słychać pojedyncze strzały karabinowe z broni maszynowej, ostrzał artylerii i wybuchające granaty. To Polacy atakują Niemców zajmujących Sochaczew. Kościół, do którego wiele razy chodziłem z ojcem, kiedy mieszkaliśmy w Sochaczewie, zbombardowany. Kościół w Trojanowie ocalał, Bomba lotnicza upadła obok, rozpruwając lipę rosnącą przy kościele. Polacy już któryś raz idą do szturmu, a po wieczornej rosie słyszę jakby dalekie „hura”. Szybka myśl, że w tej chwili w ataku na nieprzyjaciela giną nasi obrońcy. W nocy budynek, w którego piwnicach przebywamy, trzęsie się od wybuchów artylerii” (66).
Gdy 14 września od godzin rannych II batalion 18 pp bronił Sochaczewa, a jego 5 kompania powstrzymywała natarcie trzykrotnie silniejszego nieprzyjaciela, 15 km na południowy-zachód od Sochaczewa 26 DP (bez 18 pp) rozpoczęła natarcie z podstaw wyjściowych: Kompina – Patoki w kierunku na Skierniewice. 10 i 37 pp przekroczyły Bzurę i tor kolejowy Sochaczew – Łowicz, napotykając silny opór 18 DP. Lewoskrzydłowy 37 pp był ponadto zagrożony natarciem bocznym 19 DP zza rzeki Rawki. Meldunek lotniczy o marszu niemieckiej kolumny pancernej szosą Błonie – Sochaczew spowodował rozkaz przerwania natarcia i wycofania się z powrotem za Bzurę. Oba pułki w czasie odwrotu poniosły bardzo ciężkie straty sięgające 50 % ich stanów. Niemiecka 19 DP doszła do Bzury między rzekami: Rawką i Suchą. Odcinek od Kozłowa Biskupiego do Kozłowa Szlacheckiego nie był broniony, co nieprzyjaciel wykorzystał w dniu następnym. Ta krytyczna sytuacja 26 DP spowodowała przesunięcie nocą z 14 na 15 września 18 pp (bez II batalionu) i II dywizjonu 26 pal (bez 5 baterii) do odwodu dywizji w rejonie miejscowości Boczki (67).
(40) W. Pałucki, Walki o Sochaczew…; W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 4-5; W. Rezmer, op. cit., s. 320; A. Sygnarek, op. cit., s. 27-28. Datę 14 września – przybycia do Sochaczewa II batalionu 18 pp i II dywizjonu 26 pal podają: płk dypl. M. Porwit w Komentarzach do historii polskich działań obronnych 1939 roku, t. 3, s. 276, 287; A. Sygnarek w Działaniach bojowych II batalionu 18. Pułku Piechoty w 1939 r., s. 25; ppłk dypl. W. Majewski w Sprawozdaniu z działalności 18 pp w kompanii wrześniowej 1939 r., marzec 1946, mps, sygn. 527-528/MZS, s. 10 i W. Rezmer w pracy Armia „Poznań” 1939, s. 320. Natomiast prof. dr W. Pałucki w publikacji Sochaczew we wrześniu 1939, s. 4 na podstawie własnych notatek sporządzonych kilka miesięcy po bitwie nad Bzurą (w 1939 r. ppor. W. Pałucki był adiutantem II dywizjonu 26 pal) podaje, że II batalion 18 pp wkroczył do Sochaczewa 13 września. Wcześniej w maszynopisie oddanego do druku referatu „Walki o Sochaczew we wrześniu 199 roku” wygłoszonego 6 wrześniu 1979 r. podczas sympozjum naukowego w Sochaczewie z okazji 40. rocznicy walk nad Bzurą, prof. Pałucki ulegając autorytetowi płk. dypl. M. Porwita, datę 13 września poprawił na 14 września. Data 13 września widnieje też w pracy: P. Bauera, B. Polaka, Armia „Poznań” w wojnie obronnej 1939, s. 355. Informację o tym, że III batalion 18 pp obsadził południowy skraj Sochaczewa, zamykając kierunek na Żyrardów, znaleźć można w Sprawozdaniu z…, ppłk. dypl. W. Majewskiego, s. 11 i w pracy W. Rezmera, Armia „Poznań”…, s. 320. Zaprzecza temu kpt. A. Sygnarek w Działaniach bojowych…, s. 30. Według niego III batalion został przerzucony do Sochaczewa w trzecim rzucie, nie wcześniej niż koło południa 14 września i został rozlokowany w rejonie Kuznocin – Rozlazłówek. I batalion 18 pp został przywieziony w drugim rzucie i w rejonie majątku Kąty znalazł się około godz. 8 14 września. Sochaczew miał być broniony tylko i wyłącznie przez II batalion 18 pp. O rozlokowaniu III batalionu 18 pp na zachodnim brzegu Bzury, na południe od Sochaczewa pisali też: P. Bauer, B. Polak, Armia „Poznań”…, s. 355 i M. Porwit, Komentarze do…, s. 288. W skład II batalionu 18 pp wchodziły trzy kompanie strzeleckie (każda po trzy plutony strzeleckie), 2 kompania ckm (składająca się z trzech plutonów ckm, plutonu ckm na taczankach i plutonu moździerzy) i pluton łączności. Na uzbrojeniu żołnierzy II batalionu 18 pp były; moździerze wz. 31 „Stokes-Brandt” kal. 81 mm, granatniki wz. 36 kal. 46 mm, ciężkie karabiny maszynowe wz. 30 „Browning-Colt” kal. 7,92 mm, ręczne karabiny maszynowe wz. 28 „Browning” kal. 7,92 mm, karabiny przeciwpancerne wz. 35 „Ur” kal. 7,92 mm, karabiny „Mauser” wz. 1898 kal. 7,92 mm, karabinki „Mauser” wz. 29 kal. 7,92 mm, pistolety wz. 35 „Vis” kal. 9 mm. Moździerz piechoty wz. 31 „Stokes-Brandt” kal. 81 miał następujące parametry taktyczno-techniczne: donośność – 1500-3200 m; ciężar moździerza – 52,5-60 kg; ciężar lufy – 21 kg; ciężar dwójnogu – 16 kg; ciężar płyty oporowej – 15,5 kg; ciężar pocisku – 3,4 kg (granat lekki) lub 6,5 kg (granat ciężki); pocisk ubrzechwiony, ładunek zmienny; prędkość początkowa pocisku – 115 lub 210 m/s; szybkostrzelność – 20 strz./min; kąt podniesienia lufy +45+88°; trakcja juczna (3 juki); obsługa – 5 żołnierzy. Granatnik wz. 36 kal. 46 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar broni – 8 kg; dł. broni – 640 mm; dł. lufy – 400 mm; ciężar pocisku – 0,76 kg; prędkość początkowa pocisku – 35-95 m/s; donośność – 100-800 m; szybkostrzelność praktyczna – 15 strz./min; trakcja juczna; obsługa – 2 żołnierzy. Ckm wz. 30 „Browning-Colt” miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1200 mm; dł. lufy – 720 mm; ciężar broni – 21 kg; ciężar lufy – 4,8 kg; ciężar podstawy trójnożnej wz. 34 – 26,3 kg; prędkość początkowa pocisku – 845 m/s; maksymalna donośność – 4500 m; szybkostrzelność teoretyczna – 600-700 strz./min; szybkostrzelność praktyczna – 250-450 strz./min; zasilanie – taśma parciana na 330 naboi; lufa chłodzona wodą; trakcja – dwukołowa biedka z zaprzęgiem 1-konnym (piechota) lub czterokołowa taczanka z zaprzęgiem 3-konnym (kawaleria). Rkm wz. 28 „Browning” kal. 7,92 mm miała następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1100 mm; dł. lufy – 611 mm; ciężar broni – 9,5 kg; ciężar lufy – 2,5 kg; lufa chłodzona powietrzem; prędkość początkowa pocisku – 853 m/s; donośność skuteczna – 1100 m; szybkostrzelność teoretyczna – 600 strz./min; szybkostrzelność praktyczna – 40-60 strz./min; pojemność magazynka – 20 naboi. Kb ppanc. „Ur” wz. 35 kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1760 mm; dł. lufy – 1200 mm; ciężar broni – 9,5 kg; nabój z powiększoną łuską; pocisk normalny, karabinowy „SC”; prędkość początkowa pocisku – 1275 m/s; z odległości 100 m pocisk przebijał pancerz o grubości 33-25 mm (zależnie od kąta trafienia); pojemność magazynka – 3 naboje. Kb „Mauser” wz. 1898 kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dl. broni - 1250 mm; dł. lufy – 740 mm; ciężar broni – 4,1-4,4 kg; prędkość początkowa pocisku – 845-895 m/s; szybkostrzelność – 8-12 strz./min; donośność maksymalna – 3000 m; donośność skuteczna – 800 m; pojemność magazynka – 5 naboi. Kbk „Mauser” wz. 29 kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1100 mm; dł. lufy – 600 mm; ciężar broni – 3,9 kg; prędkość początkowa pocisku – 845 m/s; pojemność magazynka – 5 naboi. Pistolet wz. 35 „Vis” kal. 9 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 200 mm; dł. lufy – 120 mm; ciężar broni – 1 kg; prędkość początkowa pocisku – 345 m/s; szybkostrzelność teoretyczna – 30 strz./min; szybkostrzelność praktyczna – 10 strz./min; odległość ognia skutecznego – 50 m; pojemność magazynka – 8 naboi (A. Konstankiewicz, Broń strzelecka Wojska Polskiego 1918-39, Warszawa 1986, s. 12-13, 25, 42, 44, 52, 62, 131; T. Jurga, Regularne jednostki Wojska Polskiego w 1939 r. Organizacja, działania bojowe, uzbrojenie, metryki związków operacyjnych, dywizji i brygad, Warszawa 1975, s. 54, 56, 58, 60-61; S. Pataj, Artyleria lądowa 1871-1970, Warszawa 1975, s. 306,310; R. Matuszewski, I. Wojciechowski, Karabin Mauser wz. 1898, Typy Broni i uzbrojenia, nr 91, Warszawa 1983, s. 16).
(41) W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 4-5; W. Pałucki, Bitwa nad Bzurą….; Idem, Bitwa o Sochaczew we wrześniu 1939 (2), (w:) „Głos Chemitexu” nr 18 (393) z dn. 16-30.09.1979. II dywizjon 26 pal składał się z trzech baterii artylerii (każda składała się z dwóch plutonów artylerii). Na uzbrojeniu każdego plutonu były 2 armaty polowe wz. 1897 „Schneider” kal. 75 mm. W sumie w II dywizjonie 26 pal było 12 armat.
(42) A. Doroszewski, Samotna bateria (cz. I), (w:) „Wiadomości Skierniewickie”, nr 37 (255) z dn. 12.09. 1985.
(43) Ibidem.
(44) P. Bauer, B. Polak, op. cit., s. 359-360.
(45) R. Abraham, op. cit., s. 141.
(46) A. Sygnarek, op. cit., s. 27-28; W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 5; P. Bauer, B. Polak, op. cit., s. 371; M. Porwit, Komentarze do historii polskich działań obronnych 1939 roku, t. 3, Warszawa 1983, s. 287. II batalion 36 pcz miał na uzbrojeniu następujące typy czołgów: PzKpfw I, PzKpfw II, PzKpfw IV i K1 PzBfWg. Załoga lekkiego czołgu PzKpfw I składała się z 2 żołnierzy; czołg ważył 5,4-6 t; miał on 402-442 cm dł., 206 cm szer. I 172 cm wys.; czołg na drodze osiągał prędkość 40-57 km/h; zasięg czołgu na drodze wynosił 140-145 km, w terenie 100-115 km; czołg napędzany był silnikami o mocy od 60 do100 KM; uzbrojony był w 2 km MG 13 kal. 7,92 mm. . Lekki czołg PzKpfw II miał załogę składającą się z 3 żołnierzy i ważył 7,6-8,9 t; pancerz czołgu osiągał grubość do 20 mm; dł. pojazdu wynosiła 438-481 cm, szer. 214-222 cm, wys. 194-199 cm; czołg napędzał silnik o mocy 140 KM; ma drodze czołg osiągał prędkość dochodzącą do 40 km/h; zasięg czołgu wahał się od 190 do 210 km na drodze i do 125-160 km w terenie; uzbrojony był w armatę kal. 20 mm i 1 km MG 34 kal. 7,92 mm. Najcięższym typem czołu użytym przez Niemców we wrześniu 1939 r. był Pzkpfw IV. Załoga czołgu liczyła 5 żołnierzy; jego masa całkowita wynosiła 17,3-18,5 t, a pancerz miał grubość od 10 do 30 mm; dł. czołgu wynosiła 587-592 cm, szer. 283 cm, wys. 268-285 cm; silnik czołgu miał moc 300 KM; pojazd na drodze rozwijał prędkość od 30 do 35 km/h; zasięg tego typu czołgu wynosił 140 km na drodze i 90 km w terenie; uzbrojenie składało się z armaty kal. 75 mm i 2 km MG 34 kal. 7,92 mm (D. Jędrzejewski, Z. Lalak, op. cit., s. 166, 168, 170, 173-175-178, 198, 204-205, 207). Czołg dowodzenia K1 PzBfWg (Sd Kfz 265) miał załogę składającą się z 3 żołnierzy; pojazd ważył 5,8 t i miał 445 cm dł., 206 cm szer. oraz 172 cm wys.; czołg rozwijał prędkość do 40 km/h, jego zasięg wynosił 170- 290 km i napędzany był silnikiem Maybach NL 38 TR o mocy 100 KM; czołg uzbrojony był w 1 km MG 13 lub MG 34 o kal. 7,92 mm i miał pancerz o grubości 6-13 mm; miał na wyposażeniu dwa radia: odbiornik FuG2, nadajnik FuG6 (P. Trewhitt, Opancerzone wozy bojowe, Warszawa 2000, s. 62; J. Rosado, Ch. Bishop, Dywizje pancerne Wehrmachtu 1939-1945, Poznań 2012; D, Jędrzejewski, Z. Lalak, op. cit., s. 168). I dywizjon 103 pułku artylerii miał na uzbrojeniu 12 lekkich haubic polowych 10,5cm leFH 18. Armata miała następujące parametry taktyczno-techniczne: kaliber – 105 mm; ciężar – 1985-2065 kg; dł. lufy – 2,6 m; kąt podniesienia lufy -6+40,5°; łoże kołowe, dwuogonowe, rozstawne; ciężar pocisku – 14,8 kg; nabój składany, ładunek zmienny; prędkość początkowa pocisku – 470-540 m/s; donośność maksymalna – 10600 m; szybkostrzelność – 6 strz./min; trakcja konna lub motorowa (I. Hogg, Artyleria dwudziestego wieku, Warszawa 2001, s. 42; J. V. Garcia, Artyleria niemiecka w drugiej wojnie światowej, Warszawa 2015, s. 65). Niemiecka 19 DP miała w swoim składzie m.in. 19 pułk artylerii. Pułk artylerii składał się z trzech dywizjonów artylerii lekkiej i jednego dywizjonu artylerii ciężkiej. Na uzbrojeniu 19 pułku artylerii były następujące działa: 36 lekkich haubic polowych 10,5 cm leFH 18 i 12 ciężkich haubic 15 cm sFH 18. Ciężka haubica 15 cm sFH 18 miała kaliber 149 mm; ciężar w położeniu bojowym – 5512 kg; dł. lufy – 4,125 m; kąt podniesienia lufy – 3+45°; ciężar pocisku – 43,5 kg; nabój składany, ładunek zmienny; prędkość początkowa pocisku – 495 m/s; donośność maksymalna – 13250 m; łoże kołowe, dwuogonowe, rozstawne (I. Hogg, op. cit., s. 53). I batalion zmotoryzowanego pułku SS Leibstandarte „Adolf Hitler” składał się z trzech kompanii piechoty (które miały na swoim uzbrojeniu m.in. km MG-34 i granatniki IGrW 36 kal. 50 mm) oraz kompanii ciężkich karabinów maszynowych (uzbrojonej m.in. w km MG-34 i lekkie moździerze piechoty wz. 1934 kal. 81 mm (GrW 34). Żołnierze 4 DPanc. i zmotoryzowanego pułku SS Leibstandarte „Adolf Hitler” uzbrojeni byli ponadto w kb „Mauser” wz. 1898 kal. 7,92 mm, kb „Mauser” wz. 1898k kal. 7,92 mm, pm MP 28 kal. 9 mm, pistolety P.08 „Parabellum” kal. 9 mm. Na uzbrojeniu pułku były też lekkie i ciężkie samochody pancerne (SdKfz 221, SdKfz 231, SdKfz 232). Lekki moździerz piechoty wz. 1934 kal. 81 mm (GrW 34) miał następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar w położeniu bojowym – 57-62 kg; ciężar w położeniu marszowym – 64 kg; donośność – 2400 m; dł. lufy – 1143 mm; kąt podniesienia lufy +45+90°; prędkość początkowa pocisku – 174 m/s; ciężar granatu – 3,5 kg; szybkostrzelność – 15-25 strz./min. Granatnik wz. 36 kal. 50 mm (IGrW.36) miał następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar – 14,2 kg; donośność – 75-520 m; dł. lufy – 465 mm; kąt podniesienia lufy +42+85°; prędkość początkowa pocisku – 75 m/s; ciężar granatu – 0,9 kg; szybkostrzelność – 15-25 strz./min. Km MG 34 kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1225 mm; dł. lufy – 625 mm; ciężar broni (z przenośnym dwójnogiem i z pasem nośnym) – 12 kg; ciężar podstawy trójnożnej wz. 34 – 21 kg; prędkość początkowa pocisku – 755 m/s; donośność skuteczna – 2000 m, 3500 m (celownik optyczny); zasilanie – magazynek bębnowy na 75 naboi lub taśma metalowa. Pm MP 28 kal. 9 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar broni (bez magazynka) – 4 kg; dł. broni – 810 mm; dł. lufy – 200 mm; prędkość początkowa pocisku – 380 m/s; szybkostrzelność teoretyczna – 500 strz./min; szybkostrzelność praktyczna – 200 strz./min; pojemność magazynka – 20, 32, 50 naboi. Kb „Mauser” wz. 1898 kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1250 mm; dł. lufy – 740 mm; ciężar broni – 4,1 kg; prędkość początkowa pocisku – 875 m/s; magazynek pudełkowy na 5 naboi. Kb „Mauser” wz. 1898k kal. 7,92 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. broni – 1110 mm; dł. lufy – 600 mm; ciężar broni – 3,8-4 kg; prędkość początkowa pocisku – 755 m/s; donośność skuteczna – 2000 m; magazynek pudełkowy na 5 naboi. Pistolet P.08 „Parabellum” kal. 9 mm miał następujące parametry taktyczno-techniczne: dł. pistoletu – 220 mm; wys. – 130 mm; dł. lufy – 102 mm; ciężar – 0,968 kg; prędkość początkowa pocisku – 320 m/s; pojemność magazynka – 8 naboi ( J. Wolfram, A. Zasieczny, Broń piechoty Wehrmachtu 1939-1945, Warszawa 2009, s. 13, 47, 78, 138, 140; R. Matuszewski, I. Wojciechowski, Karabin Mauser wz. 1898, Typy Broni i uzbrojenia, nr 91, Warszawa 1983, s. 16; M. Skotnicki, Leichter Granatwerfer 36, (w:) „Nowa Technika Wojskowa”, nr 7/97, s. 63-64; T. Nowakowski, Pistolet maszynowy MP 28 II, (w:) „Nowa Technika Wojskowa”, nr 9/96, s. 19-20).
(47) P. Wiktorski, Czas biegnie obok, Warszawa 1980, s. 93-94, 96-97.
(48) Cz. Musiałowski, Gdy bój nad Bzurą trwał… Obrona Sochaczewa we wrześniu 1939 roku, (w:) „Echo Powiatu”, cz. I, nr 36 (312) z dn. 31.08.2004. Według plut. Cz. Musiałowskiego miało to miejsce 13 września 1939 r.
(49) A. Sygnarek, op. cit., s. 28-29. Ppłk dypl. W. Majewski w Sprawozdaniu z…, s.11 podaje że 14 września wieczorem za Bzurę wycofała się cała 5 kompania. Taka sama informacja znajduje się w pracy A. Zawilskiego, Bitwy polskiego września, T. II, Warszawa 1972, s. który podaje też, że powrót 5 kompanii na dawne stanowiska nastąpił przy wsparciu 7 kompanii (III batalion) 18 pp. Zaprzecza temu kpt. Antoni Sygnarek w Działaniach bojowych II batalionu…, s. 30. Według niego dowódca III batalionu 18 pp kpt. Ignacy Frankowski, który wieczorem 14 września znajdował się za Bzurą, pochopnie uznał jeden pluton za całą 5 kompanię.
(50) W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 5. W skład niemieckiej 19 DP wchodziły m.in. trzy pułki piechoty (59 pp, 73 pp, 74 pp), 19 pułk artylerii, 19 batalion (oddział) ppanc., 19 batalion (oddział) rozpoznawczy, 19 batalion pionierów (saperów), 19 batalion łączności. Pułk piechoty dzielił się na trzy bataliony. W skład batalionu piechoty wchodziły trzy kompanie piechoty i kompania ckm (mająca na uzbrojeniu m.in. km MG-34 kal. 7,92 mm i moździerze piechoty wz. 34 kal. 81 mm (GrW 34).. Każda kompania piechoty dzieliła się na trzy plutony. W pułku piechoty były też pododdziały specjalne (pluton konny, lekka kolumna samochodowa, kompania artylerii mająca na uzbrojeniu 6 polowych armat piechoty wz. 18 kal. 75 mm (leIG 18 7,5 cm) i 2 ciężkie działa piechoty sIG 33 15 cm i kompania ppanc. uzbrojona w 2 armaty ppanc. wz. 35/36 kal. 37 mm). W skład pułku artylerii wchodziły trzy dywizjony lekkich haubic polowych wz. 18 (leFH 18 10,5 cm), z których każdy dzielił się na trzy baterie po dwa plutony i dywizjonu ciężkich haubic polowych wz. 18 (sFH 18 15 cm) też podzielonego na trzy baterie po dwa plutony. W sumie w pułku artylerii było 12 ciężkich haubic polowych wz.18 (sFH 18 15 cm) i 36 lekkich haubic polowych wz. 18 (leFH 18 10,5 cm). Batalion (oddział) ppanc. składał się z trzech kompanii (każda z trzech plutonów) mających na uzbrojeniu armaty ppanc. wz. 35/36 kal. 37 mm i kompanii nkm plot. uzbrojonej w armaty plot. (nkm) wz. 30 kal 20 mm (FLAK 30 2 cm). W batalionie ppanc. było 36 armat ppanc. wz. 35/36 kal. 37 mm i 12 armat (nkm) plot. wz. 30 kal. 20 mm (FLAK 30 2 cm). W skład batalionu (oddziału) rozpoznawczego wchodził szwadron konny, szwadron kolarzy i szwadron broni ciężkiej. W skład batalionu pionierów (saperów) wchodziły dwie kompanie saperów, zmotoryzowana kompania saperów, zmotoryzowana kompania mostowa i kolumna saperska. Batalion łączności składał się z kompanii telefonicznej, kompanii radiotelegraficznej i kompanii łączności. Niemiecka dywizja piechoty w 1939 r. miała na uzbrojeniu 6 ciężkich dział piechoty sIG 33 15 cm, 12 ciężkich haubic polowych wz. 18 (sFH 18 15 cm), 36 lekkich haubic polowych wz. 18 (leFH 18 10,5 cm), 6 polowych armat piechoty wz. 18 kal. 75 mm (leIG 18 7,5 cm), 75 armat ppanc. wz. 35/36 kal. 37 mm, 12 armat plot. wz. 30 kal. 20 mm (FLAK 30 2 cm), 54 moździerze piechoty wz. 34 kal. 81 mm (GrW 34), 93 granatniki wz. 36 kal. 50 mm (IGrW 36) i 516 km MG-34 kal. 7,92 mm. Ponadto na uzbrojeniu żołnierzy dywizji piechoty były pm MP 28 kal. 9 mm, kb „Mauser” wz. 1898 kal. 7,92 mm, kb „Mauser” wz. 1898k kal. 7,92 mm i pistolety P. 08 „Parabellum” kal. 9 mm (Polski czyn zbrojny w II wojnie światowej, t. 1, Wojna obronna Polski 1939. Praca zbiorowa pod red. E. Kozłowskiego, Warszawa 1979, s. 204, 207). Ciężka armata piechoty sIG 33 15 cm miała następujące parametry taktyczno techniczne: donośność – 4800 m; ciężar w położeniu bojowym – 1800 kg; kąt podniesienia lufy - 73°; masa pocisku – 38 kg; nabój składany, ładunek zmienny; prędkość początkowa pocisku – 280 m/s ; (J. V. Garcia, Artyleria niemiecka w drugiej wojnie światowej, Warszawa 2015, s. 58).
(51) M. Wojewoda (oprac.), Biłem się….
(52) Ibidem.
(53) W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 5-6. Armata ppanc. wz. 36, kal. 37 mm „Bofors” miała następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar armaty (w położeniu bojowym) – 380 kg, ciężar armaty (w położeniu marszowym) – 900 kg; wymiary – dł. 305 cm, szer. 122 cm, wys. 101 cm; dł. lufy – 185 cm; łoże kołowe, dwuogonowe, rozstawne; donośność maksymalna – 7100 m; donośność skuteczna przy strzeleniu do wozów bojowych – 1000-1500 m; kąt podniesienia lufy -10+25°; szybkostrzelność praktyczna – 10 strz./min; grubość tarczy ochronnej – 4 mm; prędkość początkowa pocisku – 800 m/s; ciężar naboju – 1,45 kg; ciężar pocisku – 0,7 kg; nabój zespolony, ładunek jednolity; ciężar przodka z amunicją – 520 kg; pojemność przodka – 80 naboi; obsługa – 5 żołnierzy; trakcja – zaprzęg 2-konny (piechota), zaprzęg 3-konny (kawaleria) lub samochód osobowy łazik, Fiat 508/III W i kołowy ciągnik PZInż.-302 (Fiat 508/518 T). Armata polowa wz. 1897, kal. 75 mm „Schneider” miała następujące parametry taktyczno-techniczne: ciężar armaty w położeniu bojowym – 1190 kg, ciężar armaty w położeniu marszowym – 1938-2100 kg; łoże kołowe, jednoogonowe; kąt podniesienia lufy -11+18°; dł. lufy – 2720 mm; donośność – 5500-11200 m; prędkość początkowa pocisku – 550-635m/s; ciężar pocisku – 6,3-7,98 kg; nabój zespolony, ładunek jednolity; z odległości 500 m granat stalowy przebijał pancerz o grubości 52 mm, z odległości 1500 m pancerz o grubości 40 mm; ciężar jaszcza z amunicją – 1220 kg; pojemność jaszcza – 72 naboje; obsługa – 6 żołnierzy; trakcja – zaprzęg 6- konny (T. Jurga, op. cit., s. 63-65; S. Pataj, op. cit., s. 137, 305).
(54) A. Doroszewski, op. cit.
(55) W. Pałucki, M. Wojewoda, op. cit., s. 5.
(56) M. Wojewoda (oprac.), Biłem się…
(57) A. Doroszewski, op. cit.
(58) Ibidem.
(59) M. Wojewoda (oprac.), Biłem się… Sierż. Józef Skórka w swoich wspomnieniach napisał, że odwrót 5 kompanii miał miejsce 15 września.
(60) L. Jeremi, op. cit., s. 5.
(61) A. Doroszewski, Samotna bateria (cz. I i II), (w:) „Wiadomości Skierniewickie” nr 37 (255) z dn. 12.09.1985; nr 38 (256) z dn. 19.09.1985.
(62) A. Doroszewski, Samotna bateria (cz. II)…
(63) Ibidem.
(64) W. Pałucki, M. Wojewoda, op.cit., s. 5-6; M. Porwit, op. cit., s. 287-288.
(65) W. Pałucki, op. cit.
(66) Wrzesień 1939…, (w:) „Ziemia Sochaczewska”, nr 16 (1129) z dn. 23.04.2013.
(67) A. Sygnarek, op. cit., s. 30.