Radosław Jarosiński, z zawodu „komputerowiec” zatrudniony w jednej z sochaczewskich firm, dał się poznać mieszkańcom miasta jako współtwórca portalu Stary Sochaczew, a następnie jako współautor albumu o tym samym tytule. Pisał również w lokalnych mediach o różnych wydarzeniach z dziejów miasta. Zainteresowania historią zaprowadziły go w końcu do sochaczewskiego muzeum, z którym obecnie ściśle współpracuje.
Okazuje się jednak, że to nie koniec twórczych działań Jarosińskiego, który od kilku lat zajmuje się podgatunkiem literackim weird fiction, czyli literaturą grozy.
Na początku były zdjęcia
Zacznijmy jednak od portalu Stary Sochaczew, który stworzyli wspólnie z Tomaszem Mazurkiewiczem i na którym zaczęli zamieszczać unikalne zdjęcia naszego miasta sprzed dziesiątków lat. Już to zajęcie wymagało dużo zachodu, gdyż fotografie zdobywali z różnych źródeł – od mieszkańców Sochaczewa, którzy często do zdjęcia dokładali ciekawe, warte uwiecznienia historie. Trzeba je było spisać, aby nie odeszły wraz z ich narratorami. Fotografie podlegały z kolei trudnej obróbce, bo w wielu przypadkach ich jakość pozostawiała wiele do życzenia.
Innym źródłem pozyskiwania dawnych fotek jest internet, ale tutaj najczęściej trzeba je kupić. Radosław Jarosiński mówi, że w grę wchodzą różne kwoty, dochodzące nawet do tysiąca złotych za jedno stare zdjęcie.
Po kilku latach do ekipy Starego Sochaczewa dołączyła dziennikarka naszej gazety Agnieszka Poryszewska. Wtedy kiełkował już pomysł wydania albumu poświęconego naszemu miastu, ale nie stricte w ujęciu historycznym, a raczej społecznym, czyli Sochaczewa widzianego oczami jego mieszkańców. Książkę graficznie opracował Sebastian Stępień, operator dtp „Ziemi Sochaczewskiej”.
Ubiegłoroczne wydawnictwo okazało się prawdziwym bestselerem. Obecnie w sprzedaży jest już trzecie wznowienie książki.
Wydawniczy sukces i inne fascynacje
- Bardzo się cieszę z tak gorącego przyjęcia „Starego Sochaczewa”, bo to dobrze rokuje na przyszłość. Album traktujemy bowiem jako pierwszą część serii, która będzie ukazywać kolejne lata z życia miasta. W tej edycji pokazaliśmy okres od początku XX wieku do lat 60. Jeszcze nie wiemy, czy w kolejnym wydaniu wrócimy do lat bezpośrednio powojennych, czy zajmiemy się latami 70. To zależy, jakich materiałów będziemy mieli więcej.
Radek Jarosiński w ramach przywracania pamięci o dawnym Sochaczewie pracuje także, wspólnie z Gabrielą Frej, nad książką opartą na wspomnieniach ich dwóch rodzin, które połączył adres, wieloletnia znajomość i wspólne losy.
Nasz rozmówca zawsze lubił baśnie, legendy, sf, wreszcie powieści grozy. Będąc jeszcze w szkole podstawowej, fascynował się niesamowitymi opowieściami publikowanymi w miesięczniku „Fantastyka”, który namiętnie kolekcjonował jego ojciec. Tam znalazł m.in. pierwsze opowiadania Stevena Kinga, a później Lovecrafta, Amerykanina, jednego z pierwszych przedstawicieli podgatunku zwanego weird fiction, publikowane w Polsce.
Ciekawostką jest fakt, że guru miłośników literatury grozy – H.P. Lovecraft pierwsze swoje utwory pisał w wieku ośmiu lat, one też pojawiły się w sferze zainteresowań Jarosińskiego. Wspólnie z Mikołajem Kołyszko dokonał ich przekładu, biorąc udział w projekcie, którego pomysłodawcą był autor opowiadań grozy Michał Stonawski - wydania ebooka na 127 lecie urodzin pisarza. Kolejne przedsięwzięcie dotyczące Lovecrafta to papierowa translacja jego niepublikowanych opowiadań dla nowo założonego przez Krzysztofa „Korsarza” Bilińskiego Wydawnictwa IX z Krakowa, zajmującego się publikacją mniej znanych i zapomnianych perełek z gatunku grozy i sf.
Groza osadzona w realiach
Droga od czytania takiej literatury do pisania jest jednak daleka. Zanim do tego doszło, minęło wiele czasu. Dopiero dwa lata temu Radek Jarosiński trafił do facebookowej grupy zajmującej się tego typu twórczością. Wystartował w kilku konkursach na opowiadanie grozy i, po okresie niepowodzeń, zaczął je wygrywać. Nagrodą była publikacja w polskich wydawnictwach weird fiction. W ten sposób jego opowiadanie „Powrót bez powrotu” znalazło się w pierwszym polskim roczniku tego gatunku zatytułowanym „Sny umarłych” pod redakcją Wojciecha Guni.
I mimo że „Powrót bez powrotu” to opowiadanie grozy, jest mocno osadzone w realiach historycznych. Akcja rozgrywa się w 1812 r. na terenie Rosji podczas kampanii napoleońskiej. Autor zadbał o najmniejsze szczegóły, aby uwiarygodnić bohaterów i miejsca, w których się znaleźli.
Podobnie dzieje się w innych utworach. Pod koniec 2018 r. ukazał się kolejny zbiór opowiadań, stworzony przez Macieja Szymczaka, propagatora kultury słowiańskiej, oraz Tomasza Siwca – obaj również są pisarzami. Wydawnictwo nosi tytuł „Licho nie śpi” i jest częścią trylogii odnoszącej się do mitologii naszych przodków. Otwiera je utwór Jarosińskiego „Głowa”.
- Z tego opowiadania jestem szczególnie dumny, gdyż mocno nawiązuje ono do mitologii Słowian, o której tak naprawdę niewiele wiadomo. Tymczasem dawne wierzenia, zwyczaje przetrwały w naszej tradycji do czasów współczesnych. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak wiele – przekonuje autor.
Opowieści grozy nie są więc głupawymi historyjkami, których autorzy prześcigają się w makabrycznych scenach i coraz bardziej wyrafinowanych postaciach zagrażających całej ludzkości. Są to utwory głęboko tkwiące w konkretnej rzeczywistości, ale z dużym ładunkiem mistycyzmu czy nadprzyrodzonych zdarzeń.
A co do Radosława Jarosińskiego, to mamy do czynienia z niezwykle interesującą postacią, która pewnie jeszcze nieraz nas zaskoczy.
Jolanta Sosnowska
jolanta.sosnowska@sochaczew.pl